SMAKI ŻYCIA

SMAKI ŻYCIA

niedziela, 10 sierpnia 2014

ŻYCIE DZIEJE SIĘ W CHWILACH

Olsztyn, 9 sierpnia 2014

Kochany,

gdybym tylko umiała zamknąć w słowach zapachy, to zdania pachniałyby bogactwem mojego dzisiejszego dnia. Bo są takie dni, jak dziś, niewymownie piękne. I przebogate, choć pozornie zwyczajne. I pachną miętą z likierem mocno-zielonym, zmiennością powietrza o różnych porach dnia, a nade wszystko dobrem i szczęściem.  I darami.

Takie dni, jak dziś, zawsze zadziewają się w podróżowaniu moim, w wałęsaniu po świecie, albo w tak zwanym czasie bez zegarka. W uważności głębokiej. I dziś tak właśnie było. Niby Olsztyn i niby porannie wstałam z wizją sumiennej pracy, ale…w południe intuicja kazała mi wyruszyć w miasto. Na kawę – powiedziała :-) Cóż, intuicji swojej ufam bardzo, więc wiedziona jej podszeptem wyciągnęłam z szafy zapomniane, cudownie kobiece obcisłościo-zwiewności w czerwieniach i turkusach, spakowałam w torebkę książki, markery i długopisy, by przy kawie popracować  i… wyszłam, by wrócić nie-wiem-kiedy. Kocham to, wiesz? To, że idę, jadę, nie wiem dokąd, bez celu, bez planu, bez czaso-limitu. Tę przestrzeń niebywałą, jaką to we mnie tworzy, to poczucie niezwykłości, że nie wiem, dokąd droga prowadzi, że wszystko zadziać się może. I to wałęsanie się za podszeptem wewnętrznego głosu. Z takich dni, z takich wałęsań, zawsze wracam przebogata. Tak, jak dziś.

Dziś długie godziny w kawiarence. Zawiodły mnie tam nogi same, na kawę przecież, na sok, na to, co pragnienie we mnie zaanonsowało. Dziś był dzień tak rozkosznie zmysłowy. Siedziałam w tej obcisłej czerwieni, z czerwienią we mnie, jakoś tak leniwie na słońcu, robiąc to, na co akurat ochota. Trochę czytanie, na ludzi gapienie się, rozmyślanie, obserwowanie, zwykłe bycie w miękkim fotelu, ze zzutymi szpilkami i stopami wyciągniętymi na wygodnie przysuniętym przeciw-fotelu. Taka wymoszczona zmysłowa-przyjemność. Obecność. Wszystko pod parasolem w olsztyńskiej kawiarence. I wiesz, okazuje się, że taka swobodnie rozsiadła-zadowolona z życia kobiecość budzi w większości zachwyt. Co poniektórzy patrzyli co prawda lekko zadziwieni, ale większość ludzi wpatrywała się z jakimś zachwytem i serdecznością. Nawet kobiety, a może zwłaszcza kobiety. Tak, w kobiecych zapatrzeniach była serdeczność i jakieś swobodne ufffff…, a czasem chichot radosny, jak u małej dziewczynki. Wszystko z powodu czerwieni, turkusu, zmysłowo-rozsiadłej bosonogo pyszności mojego dnia.  A we mnie jakoś ciepło, patrząc na te obserwujące mnie kobiety i na te serdecznościo-wymiany. Jest dobrze, myślałam, jest dobrze, czułam. Tyle luzu w nas i pomiędzy nami, tyle przyzwolenia i serca. Jest dobrze.

Choć przecież nie wstałam dziś pełna lukru i fajerwerków, jak z filmowego happy endu. Raczej pełna pytań nabrzmiałych z dni minionych, kwestionowania spraw dla mnie mocno ważnych. I dziś kawiarnianie-telefoniczna długa rozmowa z moją przyjaciółką, rozmowy o sensie nas samych, pytania stawiane w niebyt, czemu jest jak jest i że nie rozumiem dlaczego tak właśnie… I w tym wypowiadanym powątpiewaniu,  po prostu nagle podszedł mężczyzna, powiedział do mnie kilka słów po polsku i nagle zaczął ze mną rozmawiać po angielsku, a ja – zadziwiona całą niezwykłością sytuacji - znów ustami intuicji - zapytałam skąd jest i gdy wymówił nazwę miasta, w którym przecież mieszkałam, jakoś… się potoczyło…  Zadziwiona upiłam kolejny łyk kawy, myśląc że los jest jednak niesamowity. Dosłownie w chwili, gdy zawiesiłam w powietrzu pytanie do siebie/ do przyjaciółki pełna niezrozumienia dla tego, co w moim życiu – los przysłał człowieka, jak informację. To się nazywa synchroniczność, wiesz? Ja niby wiem, ale zawsze, ilekroć się dzieje, wprawia mnie w zachwyt i osłupienie. Mała chwila, która wiele zmienia. Nie znasz dnia ani godziny. Buch – zdarzenie. I za nim nowa jakość. W chwili gdy telefonicznie mądrzyłam się na temat niezmienności pewnych kwestii, bum – niespodziewany moment i nowa zmienna. Życie dzieje się w chwilach.

Tak więc dostałam dziś wiadomość od losu.  I znam nowego człowieka, ba... - nawet dwoje nowych ludzi. Z fajną otwartością. Takich, z którymi od razu rozmawia się o sprawach ważnych, z którymi czujesz, że choć znasz ich tylko chwilę – znasz jakąś esencję z ich obecnego życia i że wymieniasz się czymś esencjonalnym. Dodatkowo, okazuje się, że pan z małej restauracyjki mnie pamięta, ba - pamięta nawet co czasem jadam i z jakim dodatkiem i dziś chciało mu się ze mną porozmawiać, a może się odważył lub miał czas. Pal licho powód – ważne, że dużo w tym było uśmiechu i że przyrządził mi sałatkę w rozmiarze nieoferowanym w menu, dodając tościki, specjalnie przygotowane dla mnie. Jadłam to ze smakiem, czując, że zostało zrobione z jakąś wielką życzliwością. Kolejny dar. Kolejny człowiek. Kolejna chwila pełna wibrującej serdeczności. A potem intuicja pognała mnie na film, który chciałeś, byśmy obejrzeli razem, ale jakoś nam czasu wtedy nie starczyło. I znów, ze zzutymi szpilkami, ze swobodą rozsiadłą w kino-fotelu – śmiałam się w głos i wzruszałam, czując, że choć Cię nie ma obok, to przecież jesteś. Cieszyłam się obrazami i opowieścią  snutą na ekranie i tym moim zupełnie nieplanowanym solo-kinem. A ja lubię solo-kino. Fajne było to nieśpieszne biletów kupowanie już po rozpoczęciu seansu, rozmowa z panią, która parzyła mi na seans cappuccino i jej uśmiechnięte wyznanie, gdy wróciłam, by je odebrać, że dodała mi kakao i pudrowej czekolady. I uśmiech między nami. Dźwięcząca serdeczność. Kolejny dzisiejszy dar. Kolejna dobra, piękna tego dnia chwila. I zapach kakao w kinowej sali.

Wracałam do domu już nocą, zostawiając za sobą gwarną i rojną starówkę, by odetchnąć ciszą zasypiającej już mojej dzielnicy.  Powietrze pachnie ziemią i latem. Widziałeś dziś księżyc? Ciekawe, czy u Ciebie jest tak samo piękny, jak u nas? Choć u nas już czerń nieba, a nad Tobą szarości i lekkie zmierzchania. Na tle tej czerni jest pięknie pękaty, z poświatą jasną, bo zaraz pełnia. Pełnia, kochany. Tak, dziś stanowczo czuję się pełna. Napełniona prostotą życia. I pięknem chwil. I nakarmiona niespodziankami losu. Puszczone – wszystko samo płynie… , jak zwyczajnie jestem – niczego nie oczekując, zanurzona w chwili – bogactwo od losu. Tętniące życiem chwile.
Piękny dzień. Pięknej reszty dnia Tobie. Chwil pięknych.

Dobrej nocy, kochany.

Di.

POMOSTY ZNACZEŃ


Pomiędzy



Spotkanie dwóch osobowości jest jak zetknięcie dwóch substancji chemicznych: jeśli dojdzie do jakiejś reakcji, obydwie ulegają przeobrażeniu.

Carl Gustav Jung